Wszystkie ręce na pokład – Bigster oferuje zimny okład
Problemem dzisiejszego, zrakowiałego świata jest gonitwa – za splendorem, za pieniędzmi, za poczuciem wyższości, za karierą. Nie powiem, dysponowanie wystarczającą ilością środków, by nie martwić się brakiem promocji w ulubionym dyskoncie spożywczym bywa przydatne. Zresztą podobnie, jak świadomość o swojej pozycji w społeczeństwie, która potrafi budować przekonanie o pewnego rodzaju bezpieczeństwie. A kariera? Prawdę mówiąc, wszystko się ze sobą łączy. Zresztą, mianownikiem wspólnym przytoczonych wartości są gremialnie powtarzane zasady, w myśl których jesteśmy kimś, jeżeli do czegoś w życiu doszliśmy, a miarą naszego znaczenia w społeczeństwie jest marka naszych ostatnio kupionych butów. Nie będę oceniał – przyziemne względy naszej codzienności bywają pociągające i można zacząć mylnie sądzić, że jesteśmy ważniejsi, aniżeli pokazuje to rzeczywistość, ale chyba trochę się pogubiliśmy. Naprawdę trzeba przepłacać wszystko zdrowiem i funkcjonować na czas, bo inaczej ktoś zarobi więcej lub wyprzedzi nas w prestiżowym wyścigu o uścisk dłoni prezesa? Dobrze jest zachować balans, ale odpowiadając na pytanie: wcale nie trzeba, bo można trochę inaczej…




Kiedyś mi się wydawało, że usłane sukcesami życie musi być wywalczone, bestialsko wyrwane, że nie każdy ma potencjał, a co za tym idzie – powinien być klasyfikowany niżej w całej hierarchii, ale to nieprawda. Tak przedstawiają sukces twarde zasady biznesu oraz świat kreowany przez media wszelakiego rodzaju. Jeżeli nie zapie… Zapiekasz bułeczek sukcesu całodobowo, to jesteś automatycznie skazany na społeczne niepowodzenie, jesteś „miękki”, bo próbujesz każdego szanować równomiernie i bez jakiegokolwiek sukcesu nie jesteś godzien kupić sobie nowego samochodu, a przynajmniej tak wygląda to w Polsce, bo u nas pachnący mieszaniną świeżości, plastików i skóry (w niektórych przypadkach) pojazd, nie jest oznaką szczypty komfortu, bezpieczeństwa i zaawansowania technologicznego, a oznaką splendoru i luksusu dla nielicznych. Właśnie dlatego tak cenię poczynania marki Dacia, która znalazła swoją grupę docelową i to nie jest grupa docelowa uporczywie biegająca za większymi zyskami. Podoba mi się to, że – nawet przy nieznacznych podwyżkach cen, bo dzisiaj każdy podwyższa – rumuńska firma, która już dawno rumuńska nie jest, konsekwentnie próbuje zadowalać ten sam typ klienta i równie konsekwentnie rozwija swoje produkty. To powiedziawszy, chciałbym zaprezentować kompletnie nowy model wspomnianego producenta, który nie tylko wpisuje się w aktualne portfolio marki, ale obejmuje nad tym portfolio swoją pieczę, jako dumny flagowiec…



Niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, że Bigster jest znacząco powiększonym Dusterem, że buduje swoją karierę na jego plecach i rozwija poniekąd koncepcję Dustera, choć z tym ostatnim byłbym skłonny zgodzić się. Bigster, jako model flagowy – słowo się rzekło, więc rozwińmy nieco tę koncepcję – ma pewne, zauważalne przywileje: więcej kosztuje, choć do tej kwestii powrócę jeszcze, i dysponuje szerszymi możliwościami wyposażeniowymi. To jedyna Dacia, w której docelowy klient może się cieszyć elektrycznie otwieraną i zamykaną klapą bagażnika, panoramicznym dachem, adaptacyjnym tempomatem czy systemem nagłośnieniowym Arkamys (raczej średni). To również (już nie, jako wyłącznie jedyna – raczej kolejna) Dacia, która jest dostępna z hybrydowym układem napędowym i to rozwiązaniem, które nie zostało przejęte z firmy-matki na zasadzie niepotrzebnego i zalegającego trochę odpadu, tylko rozwiązanie, które z Bigstera właśnie trafiło niedawno do gamy Renault Captura i Symbioza – to marketingowo coś znaczy. Czy jednocześnie oznacza też, że to powód, by klienci Bigstera mogli się poczuć ważniejsi, jakoś wyróżnieni, specjalni? Raczej nie – to zwyczajnie kawał solidnego pojazdu typu SUV, który w dalszym ciągu niczego udawać nie będzie. Rolą Bigstera nie jest pokazywanie, że niecałe 145 tysięcy złotych wystarczy, by dominować nad innymi – to 145 tysięcy zainwestowane, owszem, w twarde, choć znakomicie spasowane plastiki, solidny i nie będący obiektem drwin prześwit, nowoczesne wyposażenie i układ napędowy lub nawet, w odpowiedniej konfiguracji, napęd realizowany na wszystkie cztery koła. Chciałbym zatem nawiązać do mojego przydługiego wstępu…




Nowa Dacia pokazuje, że odłam europejskiej motoryzacji potrafi walczyć pod względem oferowanych cen z atakującymi pojazdami chińskimi, do których coraz chętniej oraz częściej się odnosimy, ale przede wszystkim: to propozycja uczciwego, dobrze pomyślanego, jeszcze lepiej zrealizowanego i „prawdziwego” samochodu. To nie jest w moich oczach maskotka, którą chce się wyczyścić i postawić do garażu – to pełnoprawny samochód o przeznaczeniu rodzinnym, do którego możemy dobrać pasujący naszym potrzebom układ napędowy i mieć satysfakcję z użytkowania kompletnie nowego sprzętu w całkiem przyzwoitych warunkach cenowych. Bardzo mnie cieszy, że Dacia nie obniżyła pewnych wypracowanych standardów, a jednocześnie stanęła na wysokości oczekiwań względem nowego modelu, bo to wcale nie jest oczywiste i takie proste, jak się wydaje, ale najbardziej mnie cieszy fakt, że Bigster to pewnego rodzaju symbol zwykłego, zbalansowanego życia w harmonii; życia, w którym nie musimy niczego udowadniać tudzież brać udziału w szaleńczym wyścigu szczurów. To, rzecz jasna, kwestia wyboru, ale dobrze wiedzieć, że ten wybór istnieje, a co więcej – potrafi być znakomity.
Podsumowanie:

















No Comments