Biznes jest prosty
Dużo nieoczekiwanych i spontanicznych decyzji jest wynikiem zaskoczenia, nieprzewidywanego splotu wydarzeń, na które przecież nie zwróciliśmy nawet uwagi. Kiedyś wszedłem do marketu, głośno reklamowanego w telewizji, jako najlepszy wybór na wolną sobotę, z pozbawionym jakichkolwiek emocji nastawieniem zakupienia kilku artykułów spożywczych, a wyszedłem z dresowymi spodniami. Wygodnymi, szarymi, schludnie wyglądającymi, a nawet idealnie pasującymi rozmiarem. Pomyślałem: reprezentacyjna garderoba to nie będzie, ale zakładam optymistycznie, że w życiu każdego z nas trafia się taki wspaniały dzień, kiedy jesteśmy pozbawieni obowiązków i zwlekamy wyjątkowo ciężki tyłek z łóżka o nieprzyzwoitej porze, bo możemy. W takich dniach upatrywałem zastosowanie dla swojego nabytku, a poza tym – owe dresy były tanie jak barszcz. Miałem poczucie znakomitego interesu, ale przy nowej Dacii Sandero i tak nie ma to większego znaczenia…
Poprzednia generacja rumuńskiego hatchbacka miała być przede wszystkim tania. Miała dawać poczucie, że nawet z nauczycielską pensją i mieszkając w podrzędnym blokowisku, możemy sobie pozwolić na zakup nowego samochodu o przyzwoitym standardzie. Chwaliliśmy ten pomysł i naprawdę chwała temu, kto wymyślił takie podejście do robienia biznesu. Niestety, choć docenialiśmy wyposażenie i uroczy design poprzedniej generacji Sandero, to samochód miał być tani zarówno dla klienta docelowego, jak i w samej produkcji. Czuć było parszywą jakość materiałów, drzwi sprawiały wrażenie, jakby zostały wykonane z tektury i wymagały solidnego trzaśnięcia. Poziom budżetowego charakteru był do tego stopnia rozwinięty, że na pokładzie można się było skaleczyć, elektryczne szyby stanowiły pożądany luksus, a regulacja wysokości fotela przypominała wyrzutnię, ale, na Boga, skutecznie argumentowaliśmy to niską ceną zakupu i prostą konstrukcją. Relatywnie szybko udało mi się dostać i poobcować kilka dni z najnowszym Sandero, dlatego śmiało mogę to powiedzieć: mieliśmy naprawdę dużo wyrozumiałości dla poprzednika i bez wątpienia miał on kilka zalet, ale między Bogiem a prawdą – był samochodem beznadziejnym. Oto wjeżdża trzecia generacja…
Zgodzę się: design modelu 2021 stanowi w dużej mierze rozwinięcie pomysłów drugiego Sandero, ale to jak porównywanie betonowych schodów do windy. Samochód wydoroślał, otrzymał światła do jazdy dziennej w technologii LED, a nawet światła mijania w technologii LED, natomiast w moich oczach również i wyładniał. Nadal to propozycja o relatywnie prostych kształtach, nieskomplikowana i przystępna, niemniej poprzednika obmyślał najwyraźniej wysoki rangą kierownik spożywający w przerwie na lunch znakomicie oprawioną przepiórkę, podczas gdy aktualny model projektował mężczyzna w nieco poprzecieranej kurtce, rano zjadł tradycyjną jajecznicę i potknął się o suszarkę na ubrania. Taki, jak my, jak przeciętny użytkownik takiego samochodu, dlatego Sandero III zostało tak znakomicie pomyślane i dopracowane. Budżetowy z natury samochód otrzymał nawet oświetlenie tablicy rejestracyjnej w technologii LED! Oczywiście mówię o wyposażonym pod korek egzemplarzu, ale to nie jest kwestia wydanych pieniędzy, a przynajmniej nie w pełni, co postaram się udowodnić…
Kabinę wykonano z twardych plastików, co zrozumiałe, ale poskładano je doskonale i nie sprawiają one wrażenia oszczędności za wszelką cenę. Fotele są całkiem wygodne, bez regulacji podparcia odcinka lędźwiowego i za regulację wysokości fotela kierowcy należy dopłacić, ale narzekanie byłoby czymś niewskazanym. Dacia oferuje relatywnie proste, acz genialne multimedia z nawigacją satelitarną oraz interfejsami Apple CarPlay i Android Auto (bezprzewodowymi!), asystenta martwego pola, jednostrefową klimatyzację automatyczną, regulację kierownicy w dwóch płaszczyznach, fabryczny uchwyt na smartfona z dedykowanym portem do ładowania ów telefonu, a nawet jak nie zamówimy tych atrakcyjnych multimediów z kamerą cofania, to nie ma co siadać do płaczu – marka proponuje bowiem fabryczny uchwyt na telefon w części centralnej, który, jak doskonale wiemy, zacznie pełnić rolę naszych wspaniałych multimediów. Sandero III jest zatem wyjątkowo pragmatycznym samochodem. Nie zaoferuje flokowania kieszeni w drzwiach, ale nikt przy zdrowych i wyostrzonych zmysłach nie będzie tego wymagał. Doceńmy za to nienajgorsze audio, dwa miejsca na kubki, dostateczną ilość tacek i skrytek, a nawet bezkluczykowe zamykanie i otwieranie samochodu. Podchodzimy do naszego hatchbacka i nie musimy nawet ciągnąć za klamkę, a Dacia się otwiera. Jak się już natomiast otworzy, to przywita zmęczonego dniem właściciela radosnym „dżinglem” w stylu Renault. Przypominam: samochód wciąż operujący wokół określenia „tani”. Ok, brakowało mi regulacji przedniej części fotela. Świat właśnie się załamał.
Co relatywnie mały hatchback, nie posiadający w standardzie lakierowanego zderzaka i mający wypisane na czole „dam Ci wszystko za nic”, mógłby posiadać jako napęd? Byłoby pomyleniem oczekiwać soczystego V8 czy nawet zdrowego silnika czterocylindrowego. Podobnie jak oczekiwanie, że Sandero będzie przechodzić w iście agresywnym stylu po zakrętach. Spotkaliście kiedyś żołnierza z różowymi majtkami? Codzienność jest zdecydowanie bardziej nudna i przewidywalna: układ kierowniczy daje mizerne czucie przednich kół, drążek manualnej, sześciobiegowej przekładni, oprócz tego, że mało poręczny, to nie grzeszy swoją precyzją i krótkim skokiem, ale robi dokładnie to, do czego został opracowany i nie haczy, a w miejsce koła zapasowego wciśnięto 40-litrowy zbiornik fabrycznej instalacji gazowej Landi Renzo. Ten samochód ma działać, oszczędzać i cieszyć w granicach zdrowego rozsądku, a czy to robi?
Nie chcę ukrywać: Sandero wywarło na mnie duże wrażenie – głównie stopniem dopracowania i banalnymi pomysłami, które powinny być przecież oczywistością, a często nie są. Łatwo zachwycamy się przyspieszeniem do pierwszej setki (przy dzisiejszym stopniu rozwoju technologii już raczej do 200 km/h), grzmotami z układu wydechowego, których jest coraz mniej, i setkami koni mechanicznych, a prawda jest brutalna – znakomita większość z nas i tak sobie nie kupi plującego dwutlenkiem węgla samochodu, z różnych powodów. Nie usiłuję przez to powiedzieć, że relatywnie tanie Sandero na owym tle jest bardziej emocjonujące czy w jakikolwiek sposób ważniejsze. Jest zdecydowanie bliższe naszym portfelom, pojmowaniu codzienności oraz potrzebom. Kocham absurdalne przyspieszenie Mercedesa 4-Doora 63 S, feeling niedużego MX-5 i głośne bąki Mégane R.S. Trophy, ale z punktu widzenia człowieka będącego świadomym wartości pieniądza, to właśnie Dacia Sandero zrobiła coś imponującego.
Fantastyczny w tym samochodzie jest fakt, że marka znakomicie dopracowała swojego pupilka, nie psując w nim absolutnie nic. Nie kryję delikatnego zachwytu i już nie chodzi nawet o fakt, że 55 czy 60 tysięcy złotych wystarczy, by nabyć zupełnie nowy samochód objęty gwarancją producenta, opuścić z dumą salon z fantastyczną świadomością, że nikt przed Wami nie pogubił w kabinie cukierków, a fotele są pozbawione niepokojących plam. Zachwyt, jaki odczuwam, wynika z oszukaństwa, jakiego sprytnie dokonała francusko-rumuńska marka – podniosła ceny lepiej wyposażonych odmian Sandero, ale w takim stopniu, że w gruncie rzeczy tego nie odczujemy, a w efekcie zakupimy samochód, który w żaden sposób nie atakuje swoją taniością, skrzętnie ukrywa swoje pochodzenie i daje poczucie ubicia intratnego biznesu. To proste – wystarczy kupić Sandero, pokazać je sąsiadowi oraz powiedzieć ile zapłaciliśmy. Mem z głęboko zamyśloną małpą gwarantowany.
Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG Są bezprzewodowy Apple CarPlay i Android Auto Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG Zasięg – spokojnie 1000 kilometrów 🙂 Fabryczny uchwyt na smartfona Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG
Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
To nie jest 'oszukaństwo’, to jest zwyczajnie tańsze Clio, przy normach unijnych i systemach jaki muszą być montowane w nowych autach po prostu nie dało się zrobić tego auta taniej.. co i tak przy rosnących cenach jest niezłym wynikiem jak piszesz. Yarisy, Fabie czy Clia wyposażone pod korek trudno znaleźć tańsze niż 65-70 tyś.. nie mówiąc o fabrycznym LPG.