Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG

Nowa Dacia Sandero Comfort 1.0 TCe 100 KM LPG – test

Biznes jest prosty

Dużo nieoczekiwanych i spontanicznych decyzji jest wynikiem zaskoczenia, nieprzewidywanego splotu wydarzeń, na które przecież nie zwróciliśmy nawet uwagi. Kiedyś wszedłem do marketu, głośno reklamowanego w telewizji, jako najlepszy wybór na wolną sobotę, z pozbawionym jakichkolwiek emocji nastawieniem zakupienia kilku artykułów spożywczych, a wyszedłem z dresowymi spodniami. Wygodnymi, szarymi, schludnie wyglądającymi, a nawet idealnie pasującymi rozmiarem. Pomyślałem: reprezentacyjna garderoba to nie będzie, ale zakładam optymistycznie, że w życiu każdego z nas trafia się taki wspaniały dzień, kiedy jesteśmy pozbawieni obowiązków i zwlekamy wyjątkowo ciężki tyłek z łóżka o nieprzyzwoitej porze, bo możemy. W takich dniach upatrywałem zastosowanie dla swojego nabytku, a poza tym – owe dresy były tanie jak barszcz. Miałem poczucie znakomitego interesu, ale przy nowej Dacii Sandero i tak nie ma to większego znaczenia…

Poprzednia generacja rumuńskiego hatchbacka miała być przede wszystkim tania. Miała dawać poczucie, że nawet z nauczycielską pensją i mieszkając w podrzędnym blokowisku, możemy sobie pozwolić na zakup nowego samochodu o przyzwoitym standardzie. Chwaliliśmy ten pomysł i naprawdę chwała temu, kto wymyślił takie podejście do robienia biznesu. Niestety, choć docenialiśmy wyposażenie i uroczy design poprzedniej generacji Sandero, to samochód miał być tani zarówno dla klienta docelowego, jak i w samej produkcji. Czuć było parszywą jakość materiałów, drzwi sprawiały wrażenie, jakby zostały wykonane z tektury i wymagały solidnego trzaśnięcia. Poziom budżetowego charakteru był do tego stopnia rozwinięty, że na pokładzie można się było skaleczyć, elektryczne szyby stanowiły pożądany luksus, a regulacja wysokości fotela przypominała wyrzutnię, ale, na Boga, skutecznie argumentowaliśmy to niską ceną zakupu i prostą konstrukcją. Relatywnie szybko udało mi się dostać i poobcować kilka dni z najnowszym Sandero, dlatego śmiało mogę to powiedzieć: mieliśmy naprawdę dużo wyrozumiałości dla poprzednika i bez wątpienia miał on kilka zalet, ale między Bogiem a prawdą – był samochodem beznadziejnym. Oto wjeżdża trzecia generacja…

Zgodzę się: design modelu 2021 stanowi w dużej mierze rozwinięcie pomysłów drugiego Sandero, ale to jak porównywanie betonowych schodów do windy. Samochód wydoroślał, otrzymał światła do jazdy dziennej w technologii LED, a nawet światła mijania w technologii LED, natomiast w moich oczach również i wyładniał. Nadal to propozycja o relatywnie prostych kształtach, nieskomplikowana i przystępna, niemniej poprzednika obmyślał najwyraźniej wysoki rangą kierownik spożywający w przerwie na lunch znakomicie oprawioną przepiórkę, podczas gdy aktualny model projektował mężczyzna w nieco poprzecieranej kurtce, rano zjadł tradycyjną jajecznicę i potknął się o suszarkę na ubrania. Taki, jak my, jak przeciętny użytkownik takiego samochodu, dlatego Sandero III zostało tak znakomicie pomyślane i dopracowane. Budżetowy z natury samochód otrzymał nawet oświetlenie tablicy rejestracyjnej w technologii LED! Oczywiście mówię o wyposażonym pod korek egzemplarzu, ale to nie jest kwestia wydanych pieniędzy, a przynajmniej nie w pełni, co postaram się udowodnić…

Kabinę wykonano z twardych plastików, co zrozumiałe, ale poskładano je doskonale i nie sprawiają one wrażenia oszczędności za wszelką cenę. Fotele są całkiem wygodne, bez regulacji podparcia odcinka lędźwiowego i za regulację wysokości fotela kierowcy należy dopłacić, ale narzekanie byłoby czymś niewskazanym. Dacia oferuje relatywnie proste, acz genialne multimedia z nawigacją satelitarną oraz interfejsami Apple CarPlay i Android Auto (bezprzewodowymi!), asystenta martwego pola, jednostrefową klimatyzację automatyczną, regulację kierownicy w dwóch płaszczyznach, fabryczny uchwyt na smartfona z dedykowanym portem do ładowania ów telefonu, a nawet jak nie zamówimy tych atrakcyjnych multimediów z kamerą cofania, to nie ma co siadać do płaczu – marka proponuje bowiem fabryczny uchwyt na telefon w części centralnej, który, jak doskonale wiemy, zacznie pełnić rolę naszych wspaniałych multimediów. Sandero III jest zatem wyjątkowo pragmatycznym samochodem. Nie zaoferuje flokowania kieszeni w drzwiach, ale nikt przy zdrowych i wyostrzonych zmysłach nie będzie tego wymagał. Doceńmy za to nienajgorsze audio, dwa miejsca na kubki, dostateczną ilość tacek i skrytek, a nawet bezkluczykowe zamykanie i otwieranie samochodu. Podchodzimy do naszego hatchbacka i nie musimy nawet ciągnąć za klamkę, a Dacia się otwiera. Jak się już natomiast otworzy, to przywita zmęczonego dniem właściciela radosnym „dżinglem” w stylu Renault. Przypominam: samochód wciąż operujący wokół określenia „tani”. Ok, brakowało mi regulacji przedniej części fotela. Świat właśnie się załamał.

Co relatywnie mały hatchback, nie posiadający w standardzie lakierowanego zderzaka i mający wypisane na czole „dam Ci wszystko za nic”, mógłby posiadać jako napęd? Byłoby pomyleniem oczekiwać soczystego V8 czy nawet zdrowego silnika czterocylindrowego. Podobnie jak oczekiwanie, że Sandero będzie przechodzić w iście agresywnym stylu po zakrętach. Spotkaliście kiedyś żołnierza z różowymi majtkami? Codzienność jest zdecydowanie bardziej nudna i przewidywalna: układ kierowniczy daje mizerne czucie przednich kół, drążek manualnej, sześciobiegowej przekładni, oprócz tego, że mało poręczny, to nie grzeszy swoją precyzją i krótkim skokiem, ale robi dokładnie to, do czego został opracowany i nie haczy, a w miejsce koła zapasowego wciśnięto 40-litrowy zbiornik fabrycznej instalacji gazowej Landi Renzo. Ten samochód ma działać, oszczędzać i cieszyć w granicach zdrowego rozsądku, a czy to robi?

Recenzja wideo nowej Dacii Sandero

Nie chcę ukrywać: Sandero wywarło na mnie duże wrażenie – głównie stopniem dopracowania i banalnymi pomysłami, które powinny być przecież oczywistością, a często nie są. Łatwo zachwycamy się przyspieszeniem do pierwszej setki (przy dzisiejszym stopniu rozwoju technologii już raczej do 200 km/h), grzmotami z układu wydechowego, których jest coraz mniej, i setkami koni mechanicznych, a prawda jest brutalna – znakomita większość z nas i tak sobie nie kupi plującego dwutlenkiem węgla samochodu, z różnych powodów. Nie usiłuję przez to powiedzieć, że relatywnie tanie Sandero na owym tle jest bardziej emocjonujące czy w jakikolwiek sposób ważniejsze. Jest zdecydowanie bliższe naszym portfelom, pojmowaniu codzienności oraz potrzebom. Kocham absurdalne przyspieszenie Mercedesa 4-Doora 63 S, feeling niedużego MX-5 i głośne bąki Mégane R.S. Trophy, ale z punktu widzenia człowieka będącego świadomym wartości pieniądza, to właśnie Dacia Sandero zrobiła coś imponującego.

Fantastyczny w tym samochodzie jest fakt, że marka znakomicie dopracowała swojego pupilka, nie psując w nim absolutnie nic. Nie kryję delikatnego zachwytu i już nie chodzi nawet o fakt, że 55 czy 60 tysięcy złotych wystarczy, by nabyć zupełnie nowy samochód objęty gwarancją producenta, opuścić z dumą salon z fantastyczną świadomością, że nikt przed Wami nie pogubił w kabinie cukierków, a fotele są pozbawione niepokojących plam. Zachwyt, jaki odczuwam, wynika z oszukaństwa, jakiego sprytnie dokonała francusko-rumuńska marka – podniosła ceny lepiej wyposażonych odmian Sandero, ale w takim stopniu, że w gruncie rzeczy tego nie odczujemy, a w efekcie zakupimy samochód, który w żaden sposób nie atakuje swoją taniością, skrzętnie ukrywa swoje pochodzenie i daje poczucie ubicia intratnego biznesu. To proste – wystarczy kupić Sandero, pokazać je sąsiadowi oraz powiedzieć ile zapłaciliśmy. Mem z głęboko zamyśloną małpą gwarantowany.

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto

1 Comment

  • Karol 19 lutego 2021 at 23:22

    To nie jest 'oszukaństwo’, to jest zwyczajnie tańsze Clio, przy normach unijnych i systemach jaki muszą być montowane w nowych autach po prostu nie dało się zrobić tego auta taniej.. co i tak przy rosnących cenach jest niezłym wynikiem jak piszesz. Yarisy, Fabie czy Clia wyposażone pod korek trudno znaleźć tańsze niż 65-70 tyś.. nie mówiąc o fabrycznym LPG.

    Reply

Leave a Comment

*