Škoda Octavia RS iV

Škoda Octavia RS iV – test

Skład rezerwowy

Rozpoczął się nowy dzień, środek pandemicznego marca. Cóż, pogodowy garnek, jak na tę część kalendarzowego roku przystało, mocno dał się we znaki – drogowcy zaskoczeni, pojazdy w służbie narodu spóźnione, ciężarówki uczestniczą w karambolach. Obraz nędzy i rozpaczy. W całym tym pogodowym zawieszeniu, szczęśliwie zostałem sparowany i zobligowany do wydania opinii na temat nowego produktu Škody – praktycznego, świetnie wyposażonego i przestronnego liftbacka, który otrzymał sportowe szaty i efekt zrobienia dobrze brukselskim urzędnikom, czyli hybrydowy zespół napędowy. Czy to bardziej łobuz w owczej skórze, czy może potulna owieczka kryjąca się za tarczą agresywnego image’u? Przed Wami Octavia RS iV.

Nie będę ukrywał: jedna wizyta nowej Octavii wystarczyła, by stwierdzić, że to znakomita propozycja, która zapewne podbije serca kolejnych milionów konsumentów i ma ku temu zasadnicze argumenty, niemniej kombi segmentu kompaktowego (w teorii, rzecz jasna) odebrałem, jako cyfrowy atak na bastion konserwatyzmu, choć ów cyfryzację i dotykową obsługę zaimplementowano w możliwie najbardziej bezinwazyjny i delikatny sposób, jak tylko było można. RS jest pod tym względem bardzo podobny – dużo elementów musimy obsługiwać naszymi paluchami, co bywa niewygodne, drażniące i może troszkę niebezpieczne, ale biję pokłony Škodzie, że pozostawiono fizyczne przyciski oraz pokrętła na kierownicy i pod głównym ekranem systemu multimedialnego. Bastion absolutnej normalności jeszcze został uratowany, a w przypadku Octavii RS dodatkowo wsparty sportowymi akcentami. Mnie bardzo ucieszyła tradycyjna, bo trójramienna kierownica z podgrzewaniem i stosownym emblematem (swoją drogą: relatywnie długo potrzebuje ta kierownica na rozgrzanie się, nawet w opcji maksymalnego grzania), imitacja karbonu, ale za to prawdziwy materiał typu alkantara wyścielające centralny fragment deski rozdzielczej oraz fantastycznie wyglądające i całkiem wygodne, kubełkowe fotele z oznaczeniem. Do tej „kubełkowości” jeszcze wrócę, natomiast muszę przyznać, że kompletacja wariantu RS może się podobać, a co najważniejsze – jakość i solidność kabiny nie uległy rozczarowującemu rozdrobnieniu. Jest naprawdę dobrze, satysfakcjonująco, praktycznie, z flokowanymi kieszeniami w drzwiach. RS miał dodatkowo interesującą przypadłość, mianowicie nadwrażliwą elektronikę, która co chwilę zgłaszała problem w działaniu któregoś systemu (najczęściej aktywnego prowadzenia i systemu SOS).

Równie dobrze i obiecująco prezentuje się Octavia RS od zewnątrz: aluminiowe felgi o solidnej średnicy 19 cali, przemodelowane zderzaki, czerwone zaciski układu hamulcowego, zadarty ku górze spojler klapy bagażnika, czarny grill i lusterka czy kilka czarnych oznaczeń białego w tym przypadku nadwozia. Wyjątkowo praktyczny i obszerny hatchback z Czech kontynuuje więc swoją historię zadziornego designu w odmianie RS, co bez wątpienia cieszy i dostarcza pewnych argumentów, dlaczego potencjalny konsument miałby zostawić w salonie minimum 139 950 złotych. Pomijam kwestie typu zmieniony ekran startowy cyfrowych zegarów czy nowa ich grafika – mówmy o kwestiach wymiernie działających na gust potencjalnie zainteresowanych. Czy po takim wydaniu Octavii moglibyśmy oczekiwać prawdziwych emocji oraz przyjąć, że po kieszeniach zaczną się obmacywać zatwardziali fani motoryzacji? Teoretycznie moglibyśmy, ale chyba nie powinniśmy – i wcale nie chodzi o hybrydowy układ napędowy, który jest przecież mocny i oferuje 245 koni mechanicznych, kiedy jest wystarczająco naładowany.

Może chwila o wspomnianym układzie napędowym: jest mocny i stanowi obietnicę heroicznego ratunku dla obumierającej przyrody, co wielu osobom bez wątpienia przypadnie do gustu, ale co dalej? Podobnie jak w testowanym Superbie, tak i tutaj dostarcza on całkiem szerokie spektrum dostępnych możliwości: dynamikę, relatywne oszczędzanie, możliwość lokalnie bezemisyjnego poruszania się na prądzie (Škoda deklaruje 60 kilometrów – ja wykręcałem 42, maksymalnie) i dostępność 330 niutonometrów momentu obrotowego silnika elektrycznego już od pierwszego dotknięcia pedału gazu. Świetnie, tylko należy pamiętać o dosyć ograniczonej trakcji przedniej osi w kiepskich warunkach pogodowych. No dobrze, ale Octavia RS jest kwalifikowana, jako pełnoprawny samochód o zacięciu sportowym i czy w związku z powyższym, hybryda, jeszcze z możliwością ładowania litowo-jonowego akumulatora z gniazdka, będzie tutaj pasować?

Recenzja wideo Octavii RS iV

Poprzednia generacja Octavii RS udowodniła, że koncern Volkswagena posiada bardzo zdywersyfikowaną gamę pojazdów usportowionych, a wspomniana koleżanka z Czech stanowi raczej w tym gronie wycofaną i trochę nieśmiałą towarzyszkę codziennych zajęć. Pod względem stylistycznym oraz w linii prostej, sympatyczna i przystępna „Oktawianka” była naprawdę angażująca, tylko sprawiała wrażenie mocno zachowawczego podejścia do rozgrywanego meczu. Rozumiecie – skład rezerwowy z nadzieją fantastycznego przebłysku. Nowa generacja stanowi pod tym względem spore podobieństwo, niemniej daną kwestię należałoby rozbić na dwie istotne części.

Hybryda, kuriozalny widok napompowanego muskułami samochodu podpiętego do gniazdka i wożenie ze sobą zbędnego balastu? Owszem, czuć masę hybrydowej Octavii RS, kiedy mamy ochotę złożyć ją w szybciej pokonywanym zakręcie, ale nie, żeby to był wniosek dominujący. Zaaplikowane dodatkowe kilogramy czuć tak naprawdę w sposób delikatny, poszukując limitów czeskiego hatchbacka (liftbacka – trzymając się nomenklatury) w umiejętności bycia lekkim i swawolnym. Octavia RS taka nie jest. Ba, w sumie, to nie próbuje nawet dorównać wydźwiękom przytoczonych określeń i powinniśmy to z godnością zaakceptować. Samochód znakomicie się prezentujący i zadziornie puszczający oczko, nagle się okazuje, że posiada kubełkowe siedziska, które pod względem designerskim są medalem olimpijskim, ale nie trzymają wybornie na zakrętach i nie można tego wyregulować. Okazuje się też, w zasadzie trochę spodziewanie, że praca zawieszenia jest owszem bardziej sztywna, niemniej to w dalszym ciągu zatroskany o dobro swoich pociech ojciec, ponieważ ów zawieszenie jest zdecydowanie bardziej komfortowe niż stawiające na wrażenia z pokonywanych, leśnych zakrętów, a z głośników bardzo przyzwoitego zestawu audio firmy CANTON, dobywa się forma delikatnego oszustwa, czyli sztuczny dźwięk silnika. Będąc absolutnie szczerym, to fantastycznie wyglądające końcówki układu wydechowego, też są nieprawdziwe. Rozumiecie, na jaki wstyd narazić można swoją osobę: zima, niska temperatura, luźna rozmowa przy zwracającej uwagę Octavii, a po zapaleniu benzynowego TSI delikatna siwa łuna… Spod tylnego zderzaka.

Uważam jednak, że skrupulatnie przytoczone cechy białego RS-a, nie muszą wcale być jego wadami. Škoda tak właśnie mogła zaplanować swój model usportowiony, dopasowując go jedynie do wymagań i oczekiwań potencjalnej klienteli. Pamiętajmy, że to w dalszym ciągu „wszystkomająca” i przygotowana na każdą ewentualność Octavia – samochód rodzinny, do wszystkiego, do przewożenia mebli oraz krępujących sytuacji w lesie. Przydomek „RS” stanowi tutaj w moim przekonaniu schludnie opracowany pakiet dodatków, które jednak nie mają żadnej mocy sprawczej w zmianie charakteru całego samochodu. Konsument posiada w głowie wartości rodzinne i czerpie przyjemność z odwożenia dorastającej Zosi do przedszkola – kupuje Octavię. Konsument posiada w głowie te same wartości, ale stać go i pamięta jeszcze zwariowany okres przemieszczania się zmotoryzowaną taczką – bierze Octavię RS, ale raczej po to, by mieć satysfakcję, a nie pokazywać ogiera spod świateł.

Co z kolei z przydomkiem „iV”? Nie będę ukrywał: połączenie samochodu przynajmniej usportowionego z możliwością oszczędzania i jednostką 1.4 TSI, jest niczym obrazek marnowania radosnych momentów, korzystania z danych nam sposobności w pięćdziesięciu procentach i bycia stłamszonym na własne życzenie. Rozumiem chęć oszczędzania i podążania z duchem Unii Europejskiej, tylko czy w takim przypadku zwykła Octavia iV o mocy 204 koni mechanicznych nie byłaby wystarczająca? Tutaj mam przed oczami kierowcę, mozolnie analizującego tabele zużycia paliwa, dociskającego gaz do czarnego dywanika raz na kwartał i mówiącego: „245 koni to aż nadto”. Z mojego punktu widzenia, młoda i nowoczesna rodzina powinna jasno proklamować: „kupiliśmy usportowionego liftbacka, zatem wyciśnijmy z niego wszystko, co się da, i zamówmy 2.0 TSI o mocy 245 koni” lub „to samochód rodzinny – trochę agresywniej wyglądający, ale wciąż rodzinny, więc nie ma się co wygłupiać i zamawiamy solidnego diesla o mocy 184 koni mechanicznych”. Przynajmniej byłaby jasność poglądów.

Znakomity i bardzo dopracowany samochód, w którym, prawdopodobnie, trudno będzie odczuć jakikolwiek brak, niemniej w innej kompletacji na linii wersja – układ napędowy.

Tekst i opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*