Mrożone transporty – część 2
Ależ ja cenię poprzedniego Renault Trafica! Wiem, nie zabrzmiało to, jak wymarzona laurka dla samego producenta. To jak powiedzieć, że aktualny Samsung Droga Mleczna Gwiezdny Pył w kolorze ciemniejącego słońca jest absolutnie znakomity, ale i tak wolałbym jego poprzednika. Był prostszy w obsłudze i można go było zamówić w kolorze głębin chorwackiego morza. Tak naprawdę, to nie znam się na produktach koreańskiego giganta, niemniej rozumiecie, o co mi chodzi. Jeździłem najnowszym Traficiem w odmianie SpaceClass i nic poradzić nie mogę, że jego starsze delikatnie rodzeństwo urzekło mnie znakomitym fotelem i przyjemnym uczuciem przesiadywania w samochodzie niemalże osobowym. To miało rzecz jasna swoje źródło w ów pozycji za kierownicą, ale też dobrym wyposażeniu (reflektory w technologii LED, przednie i tylne czujniki parkowania z czytelną kamerą cofania, bezkluczykowe odpalanie pojazdu, działający Apple CarPlay tudzież brzmiący tak zwyczajnie tempomat) i sprawności Trafica, subiektywnie, na poziomie łasicy. Ja wiem, że to średniej wielkości propozycja użytkowa, która swoje waży, pod względem działania nie przypomina zupełnie chirurga na dyżurze, manualna skrzynia tak zwyczajnie jest i to bardziej niewielka przestrzeń dla myślących form życia, która ciągnie za sobą balast w postaci wielkiego kontenera, ale pomyślcie o Traficu, jak o łyżwiarce figurowej plus size. Ten samochód potrafi być sprawny, nawet całkiem szybki (jednostka o mocy 170 koni mechanicznych jest niezmiennie kulturalna, dobrze wyważona, średnio zużywa nieco ponad 8 litrów ropy na 100 kilometrów i relatywnie szybko potrafi rozbujać Trafica L2H1 do wyższych prędkości) i sympatyczny w odbiorze.
Jeśli mnie zatem pytacie, czy warto się takim samochodem zainteresować, bo planujecie na przykład nieduży biznes, to chętnie odpowiadam: nawet, jeśli Trafic okaże się lekko używanym egzemplarzem (ale tylko lekko), to będzie drażnił cyferblatami z poprzedniego Clio, nieco przestarzałymi multimediami oraz wątpliwą jakością wykonania, niemniej w równym stopniu będzie oddanym towarzyszem zarabiania pieniędzy. Na przykładzie Trafica doskonale widać, że wcale nie trzeba reprezentować najnowszych rozwiązań technologicznych i być na każdym polu nieprzytomnie dopracowanym samochodem, żeby go po ludzku polubić.
Jak można Traficiem zarabiać? Na przykład adaptując go, jako izotermę. Włączamy malutki pstryczek w kabinie, ustawiamy temperaturę za pomocą stosownego kontrolera, agregat od firmy Zanotti rozpoczyna chłodzenie i można posłużyć, jako transport Waszego zamrażalnika. O ile dobrze ustawicie temperaturę, Wasze zamrożone maliny wytrzymają nawet wiele kilometrów. Tak wyglądała recenzowana izoterma:
No Comments