Škoda Kamiq Monte Carlo 1.5 TSI 150 KM DSG7

Škoda Kamiq Monte Carlo 1.5 TSI 150 KM DSG7 – test

Porządny samochód, ale za taką przyszłość to jednak podziękuję

Miałem kiedyś rower, w kolorze butelkowym z niewielkimi kołami, bo to były czasy komunijne i ów dwukołowy cud techniki nazywało się – nie wiedzieć, dlaczego – góralem. Wspaniałe, beztroskie czasy – wówczas urzędnicy nie myśleli nawet o wprowadzaniu Stref Czystego Transportu, a zwariowany sąsiad był dumny z kupna starego Mercedesa w dieslu. Ja z kolei cieszyłem się butelkowym rumakiem z całkiem wygodnym siodełkiem, tym bardziej, że oryginalnego, pierwszego, komunijnego górala w kolorze pszczoły mi ukradziono. Ciężko to wyznać, ale z recenzowanym crossoverem Kamiq nie potrafiłbym chyba nawiązać takiej relacji, jak to miało swoje miejsce z kompanem dzieciństwa. Postaram się to wyjaśnić.

Crossovery segmentu B traktuję może odrobinę niesprawiedliwie – w niektórych sytuacjach to naprawdę przyjemne i modnie wyglądające samochody, ale nie potrafię wyrzucić z głowy przekonania, że do ich powstania w znacznej mierze przyczyniły się gusta klientów, a to, niestety, obnaża pewną smutną dla mnie prawidłowość: klasyczne hatchbacki segmentu B przestają być już potrzebne. Rynek woli przestylizowanego hatchbacka, który niekoniecznie będzie potrafił więcej, pozycja za kierownicą będzie zasadniczo podobna, wsiadanie do takiego samochodu również i nie zaoferuje on prawdziwego napędu realizowanego na wszystkie koła, niemniej spełni oczekiwania estetyczne rynku, który wbrew logice będzie potrafił zapłacić więcej za swoje komfortowe samopoczucie. W zasadzie, to bardzo istotne, ale nie w momencie, kiedy trendy w społeczeństwie przejmują działanie rynku motoryzacyjnego, w sposób bezwzględny nadają ton kolejnym zmianom i karzą nam płacić za oferowane rozwiązania znacząco więcej. Trochę popłynąłem, więc teraz kilka słów o usportowionym wizualnie Kamiq’u

Usportowiona wizualnie forma o nazwie Monte Carlo wydała mi się bardziej pociągająca, niż to miało swoje miejsce za pierwszym razem. Zresztą, chyba nie tylko moja osoba pozwoliła się kupić wyczernionym elementom, skórzanej, trójramiennej, znakomicie leżącej w dłoniach kierownicy z oznaczeniem, wygodnym i kubełkowym fotelom czy stosownym plakietkom na przednich błotnikach, ponieważ większość recenzowanych crossoverów segmentu miejskiego autorstwa Škody widywanych na polskich drogach, to najwyższa wersja Monte Carlo właśnie. Przypadek? Cóż, podobają mi się delikatnie zmienione, ale wciąż analogowe zegary (pospieszcie się, bo wariant zmodernizowany będzie już najprawdopodobniej bazował na ekranie), prosta i klasyczna obsługa przyciskiem oraz pokrętłem i nieskomplikowane multimedia, do których opanowania nie trzeba być komputerowym geniuszem – posiadają bezprzewodową łączność Apple CarPlay (w moim przypadku) i tyle wystarczy. Najlepszy jednak wydaje mi się pewien dysonans poznawczy, bo samochód typowo miejski okazuje się zaskakująco przestronny w kabinie. Ma nawet otwory wentylacyjne na kanapę i podłokietnik z tyłu. Problem tylko w tym, że Kamiq Monte Carlo pozbawiony jakiegoś luksusowego wyposażenia (choć były w recenzowanym egzemplarzu reflektory w technologii LED, oświetlenie również w ów technologii czy przeszklony dach), armii systemów bezpieczeństwa czy szlachetnych plastików (o nieidealnym spasowaniu tychże nie wspominam) kosztował już ponad 130 tysięcy złotych, ale taka jest najwyraźniej cena posiadania samochodu na miarę aktualnych trendów. Dodam jedynie, że to również zwyczajnie prowadząca się maszyna, która nie próbuje angażować kierowcy pracą układu kierowniczego, sztywnym zawieszeniem (nadal się zastanawiam, czy wyczuwalna jędrność nie była powodowana rozmiarem felg – 18 cali) czy charakterem delikatnego, miejskiego zawadiaki. Na tę cenę składały jednak też swoją obecność niezłe wyciszenie, jak na crossovera segmentu B, i topowy układ napędowy, który zmieniał nieco postrzeganie tego wielkomiejskiego urządzenia…

1.5 TSI, cztery pełnoprawne cylindry, 150 koni mechanicznych i 250 niutonometrów momentu obrotowego, w samochodzie wielkości boxu prezentowego. Tak zmotoryzowany Kamiq przestaje być wyłącznie narzędziem do robienia zakupów i swobodnego wybrania się na obiad do warszawskiego Śródmieścia – to również maszyna, która pod względem dynamicznym swobodnie da sobie radę w trasie, jednak polecam się nie zagalopować. O ile spakowanie potrzebnych rzeczy na weekend dla pary jeszcze przejdzie, o tyle wyjazd kilkudniowy lub tygodniowy może się okazać wyzwaniem dla bagażnika oraz naszych umiejętności planowania, co powoduje, że wracamy do koncepcji modelu Kamiq, jako samochodu miejskiego…

Czy 130 tysięcy złotych jest adekwatną kwotą, by kupić samochód miejski z dynamicznymi aspiracjami na więcej? Samochód estetycznie puszczający oko do swojego właściciela? Hmm, nie czuję się grupą docelową, toteż ciężko na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Wiem natomiast, że równowartość porządnego wykończenia mieszkania wydacie tym samym na pojazd łatwy w obsłudze, nieutrudniający bezsensownie życia, nowoczesny w takim stopniu, jak to potrzebne, z automatyczną skrzynią pozbawioną manier typu zastanawianie się. To zaskakująco satysfakcjonująca propozycja, która wciąż pozostaje dla mnie towarem luksusowym, bo drogim, ale jednocześnie też dopracowanym i zaskakująco dobrze przemyślanym i zrealizowanym. To fascynujące, jak Škoda przyłożyła się do udekorowania i wykończenia swojego crossovera, niemniej posiada on szereg argumentów, które przemawiają za jego poleceniem dalej, więc rynek chętnie za to zapłaci. Wydaje się, że biznesowo wszystko jest na swoim miejscu i rzeczywiście pewnie tak jest. Naprawdę dobry samochód, tylko nie dla mnie.

Recenzja wideo Kamiq’a Monte Carlo 1.5 TSI 150 KM DSG7

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*